sobota, 18 października 2014

Rozdział 2.

Wyszłam na jogging żeby się trochę odprężyć.Wyłącznie na lekkie bieganie mogłam sobie pozwolić z uwagi na kontuzję. To była naprawdę niewielka część tego, co robiłam kiedyś i co kochałam robić. Przyglądać się temu wszystkiemu i pomagać chłopakom w ich treningach, to nie było to samo. Czasami miałam ochotę usiąść i płakać, bo dlaczego to wszystko musiało przydarzyć się właśnie mi. Na początku musiałam tyle walczyć z matką, aby zacząć trenować. Na dobrą sprawę dopiero rozwód rodziców pozwolił mi na spełnianie marzeń, które szybciej się skończyły niż miały zacząć. Poznałam choć trochę smaku prawdziwego, pięknego futbolu.
Spokojnie przemierzałam ulice, nie siląc się na szybkie tempo. Przy takim zaraz noga dałaby o sobie znać. Musiałam przejść jeszcze jeden zabieg, ale na razie starałam się o tym nie myśleć. Był wyznaczony akurat na początek stycznia, więc musiałam na chwilę zostawić zespół. Zaczęłam z powrotem kierować się do domu. Wróciłam i weszłam pod prysznic. Za półtorej godziny w klubie zaczynał się trening, więc musiałam się pospieszyć.
Kłótnia z tatą już dawno poszła w zapomnienie. Nie powiem, żebym całkowicie nie zauważyła jej skutków, ale interwencja Cath pomogła z pewnością ogromnie. Tata odzywał się do mnie samymi półsłówkami przez jakieś trzy dni, ale później wszystko wróciło do normy.
- Chłopaki, proszę was żebyście mentalnie przygotowali się, aby po treningu, a przed masażem poświęcić mi chwilę- zaczął tata chwilę przed rozpoczęciem zajęć. Uśmiechnęłam się, bo dobrze wiedziałam o co mu chodziło i wyobraziłam sobie reakcję chłopaków. Przez taki krótki okres czasu zdążyliśmy się już nawet nieźle poznać. Na treningu zespół, jak zawsze sumiennie wykonywał zadania. Chłopaki mieli coś do udowodnienia i stawiali sobie cele wysoko. Oczywiście ich marzeniem była potrójna korona, ale nie było łatwo do tego dążyć. Tata był oczywiście realistą, ale wiedziałam, że jemu też z pewnością śni się to po nocach. Wszyscy tego chcieliśmy, ale mieliśmy świadomość, że w tym sezonie trzeba podnieść się z kolan po poprzednich porażkach i może dopiero w następnym powalczyć o wszystko.
- Dobra robota! Na dzisiaj możemy kończyć. Chodźcie tutaj jeszcze na moment- widziałam, że tata zaczął się powoli denerwować. Patrzyłam na niego z szerokim uśmiechem, bo zachowywał się trochę jak nastolatek wystawiony na pośmiewisko.
- Co się dzieje trenerze?- zapytał, któryś z piłkarzy, którym humor także dopisywał. Stali i z oczekiwaniem wpatrywali się w swojego mentora.
- No trenerze, wykrztuś to z siebie- krzyknęłam w jego stronę, bo znajdowałam się w pewnej odległości. Chłopcy zaczęli patrzeć po sobie, nie wiedząc czego się spodziewać. Ojciec spojrzał na mnie i z uśmiechem pokręcił głową.
- Ok, słuchajcie, może to, co powiem, powinno wychodzić raczej z ust któregoś z was, ale różne rzeczy się w życiu zdarzają. Chciałem was zaprosić na mój ślub- zawahał się na moment, czekając na reakcję, ale drużyna pozwoliła mu dokończyć- i wesele oczywiście. Tydzień przed rozpoczęciem ligi będziecie mieli szansę się trochę pobawić- skończył i czekał na ich reakcję, ale oni tylko wpatrywali się w niego.
- Ooo, no to już myślmy nad kawalerskim- rzucił, któryś z piłkarzy cały rozentuzjazmowany. 
- No, no trenerze. Nowy klub, nowa żona, zaraz będziemy mieli nowego piłkarza w szkółce- wypalił po chwili David, kapitan. Wywołało to salwy śmiechu.
- Hej, hej, panowie! Jeszcze was nie upoważniam do zaglądania mi do łóżka- odpowiedział im trener, co jeszcze bardziej wyprowadziło chłopaków z równowagi. Ze śmiechu gięli się w pół, a tata im wtórował.
- Dobra, chodźcie już na ten masaż, bo może tutaj zaraz dojść do jakichś niemoralnych propozycji- przerwałam ich jakże interesującą wymianę zdań. Chłopaki, kiedy już chwilę ochłonęli, zaczęli już w końcu udawać się do mnie i do Andre.
W końcu do moich drzwi zawitał młodszy Valles. Na początku naszej barcelońskiej przygody mój szef podzielił drużynę pomiędzy nas oboje i akurat mi przypadł w udziale Hugo. Jakoś do tej pory miałam przez niego tylko kłopoty, mając na myśli kłótnię z ojcem i zszargane nerwy po pierwszym starciu.
- Amanda, jak zareagowałaś na to, że twój ojciec zakłada nową rodzinę?- spytał w końcu podczas zabiegu. Chciał po raz kolejny zawiązać rozmowę, ale ja nie bardzo miałam ochotę na bratanie się z nim.
- Chyba zbyt drastycznie to widzisz. To, że żeni się z inną kobietą niż moja matka, to nie znaczy, że my już nie jesteśmy jego rodziną- odpowiedziałam mu stanowczo. Nie spodobało mi się jego stwierdzenie, bo poczułam się wykluczona.
- Twoi rodzice się rozwiedli?- nie ustawał w swoich pytaniach. Nie chciałam się tak przed nim otwierać, bo praktycznie go nie znałam.
- Tak. Dzięki, to wszystko- odsunęłam się kończąc masaż, a zarazem także rozmowę na niewygodny dla mnie teamat.
- Wiesz, co dzisiaj robimy małą imprezę u mnie, przychodzą chłopaki ze swoimi dziewczynami, czy żonami, takie spotkanie w miłym gronie. Może chciałabyś przyjść, Amanda?- zdecydowanie za często używał mojego imienia, co zaczynało mi działać na nerwy. Jeszcze do tego tak pieczołowicie i dokładnie je wymawiał. Wszyscy starali się zazwyczaj zdrabniać moje imię, bo było przydługie i skomplikowane do ciągłego posługiwania się nim. On jednak wręcz irytująco je celebrował.
- Chyba raczej nie, dziękuję- odmówiłam, chociaż po chwili zastanowienia miałam nawet ochotę się z nimi spotkać.
- No nie daj się prosić- zaczynał czarować Hugo.-Wszyscy bardzo cię polubiliśmy i naprawdę fajnie będzie, jak wpadniesz. Zostawiam ci tutaj adres i mam nadzieję, że cię zobaczymy Amanda- nachylił się i zapisał mi adres w notesie, nie pytając nawet o zgodę.
- Nie wiem, zobaczę- kontynuowałam wahanie, chociaż coraz bardziej przekonywałam siebie, że to dobry pomysł. Valles zniknął za drzwiami i odwiedził mnie jeszcze jeden zawodnik.
Kiedy skończyłam pracę, pojechałam do domu i nadal wahałam się nad pójściem na tą imprezę. Spojrzałam na adres zapiany w notesie. Może faktycznie powinnam się trochę rozerwać? Do tej pory spotykałam się praktycznie tylko z Cath. Hugo mówił coś o godzinie 20, ale ja dopiero wtedy tak naprawdę zdecydowałam się na wyjście. Przebrałam się w niezobowiązujący strój i zadzwoniłam po taksówkę. Podałam kierowcy adres i spokojnie przyglądałam się mijanym krajobrazom wieczornej Barcelony. Taksówka zatrzymała się przy konkretnych rozmiarów, białym murze- no tak, prywatność miała pewne wymogi. Zapłaciłam kierowcy i zadzwoniłam domofonem. Odebrał gospodarz imprezy i wpuścił mnie od razu po "cześć". Niepewnym krokiem szłam przed siebie, bo ta piękna budowla, którą zobaczyłam przed sobą trochę mnie onieśmieliła. Jego dom był niesamowity, chociaż może dom to nieodpowiednie słowo-willa, tak już lepiej. Zaraz z drugiej strony ogrodzenia znajdowała się zapewne plaża. Byłam w raju.
- Amanda! Byłem przekonany, że nie przyjdziesz, ale super, że jesteś- Hugo wyszedł mi na powitanie.
- Cudowny dom- powiedziałam od razu, bo byłam naprawdę pod ogromnym wrażeniem.
- Dzięki. Chodź, wszyscy są na tarasie- zaprowadził mnie do reszty i zostawił na ich pastwę. Musiałam przywitać się z chłopakami i poznać ich towarzyszki.
- Patrzcie, ona ma nawet w szafie coś innego niż dres- rzucił Pablo, obrońca w naszej drużynie. Oczywiście chłopcy nie mogli się powstrzymać od śmiechu.
- Jeszcze nie raz cię zaskoczę mój drogi- puściłam mu oczko i usiadłam razem z nimi. Po chwili gospodarz obdarzył mnie drinkiem i wtedy już w pełni dołączyłam do zabawy.
Wszyscy byli wspaniali. Poznałam żonę naszego drogiego kapitana, która bardzo przypadła mi do gustu i od razu znalazłyśmy wspólny język. Inne dziewczyny także były fajne, ale znalazło się też kilku samotników, co bardzo mnie zdziwiło.
- A gdzie któraś z twoich dziewczyn?- chciałam wysilić się na żart wobec Hugo, kiedy oboje znaleźliśmy się w jego kuchni.
- Nie jestem wcale taki, jak głoszą te wszystkie brukowce- skomentował to niezbyt zadowolony z mojej uwagi.
- Nie czytam brukowców. Bardziej mam na myśli zdjęcia, których nie da się nie widzieć w internecie- sama nie wiedziałam, dlaczego to powiedziałam. Co mnie obchodziło jego życie?
- Mówiłem ci już wcześniej, że trochę się pogubiłem i nie musisz się na mnie pastwić z tego powodu pani idealna- odciął się momentalnie.
- Przepraszam, to nie moja sprawa. Jeśli chciałbyś pogadać, to wiesz gdzie mnie szukać...- chciałam wyjść, ale on miał mi jeszcze coś do powiedzenia.
- Wykluczasz się. Dzisiaj próbowałem zacząć rozmowę, to szybko ją skończyłaś. Piwo?- skomentował i wystawił w moją stronę schłodzoną butelkę. Wzięłam ją od niego i spuściłam wzrok- Rozumiem, że po prostu chodzi o to, że kogoś bardzo chętnie wysłuchasz, ale jeśli już trzeba mówić o tobie, to nie bardzo. Chyba minęłaś się z powołaniem i zamiast fizjo, powinnaś być psychologiem naszej drużyny- zdenerwował się, ale miał rację. Nie powinnam się wtrącać i komentować jego życia. Tym bardziej, że faktycznie o sobie nie chciałam mu dzisiaj mówić.
- Przepraszam, że chciałam ci pomóc. Zrobiło się późno, pójdę już. Pożegnaj ode mnie wszystkich- odstawiłam butelkę na blacie i wyszłam. Nie potrzebnie narzucałam się mu i to był zdecydowany błąd. Wyszło ze mnie wścibstwo.

Następnego dnia uznałam, że warto skontaktować się z siostrą. Za trzy tygodnie miał być lub taty i oczywiście mama i Chloe były zaproszone i z tego co wiedziałam, wybierały się.
- Hej, widzimy się na ślubie taty, prawda?- przywitałam się z nią i zaczęłam od razu temat.
- No pewnie. Nie powiem, żeby mama szczędziła sobie komentarzy i oporów, ale nie przegapi takiej okazji- uśmiechnęłam się pod nosem. No tak, nasza rodzicielka nie należała do najmilszych osób na świecie.
- Mam nadzieję, że nie wymyśliłyście żadnego hotelu i przyjedziecie do mnie?-zapytałam praktycznie z grzeczności, bo wiedziałam, że i tak nie będą chciały u mnie nocować.
- Przestań, z tego co wiem to jesteś druhną Cath, więc jaki ma sens nasze spanie u ciebie, skoro ciebie tam nie będzie, bo będziesz pomagała przy organizowaniu uroczystości?- oczywiście prosta dedukcja pozwoliła na to, aby wymigać się od mojej propozycji.
- Rozumiem, że macie mi to za złe?- zmieniłam już temat. Chciałam jakoś delikatnie dowiedzieć się, czy bardzo przeszkadza im fakt, że zgodziłam się na tę rolę. Nie miałam za bardzo innego wyjścia, ale poza tym chciałam to zrobić dla Cath. Byłam z nią blisko i od dawna uczestniczyła już w moim życiu.
- No nie jest to najwspanialsza rzecz, jaką robisz, ale widocznie miałaś powody, żeby się zgodzić, więc nie potępiam- odpowiedziała moja siostra, ale zaraz wymigała się tym, że jest na próbie do spektaklu i musi kończyć. Cała ona...

Po kolejnym treningu wyszliśmy z klubu razem z Andre. Podsumowywaliśmy sobie naszą pracę w Barcy od początku.
- Możemy porozmawiać?- usłyszałam za sobą znajomy głos. Odwróciłam się i zobaczyłam młodszego Vallesa. Nie chciałam robić scen przed moim współpracownikiem, więc zgodziłam się.
- Chyba powinienem przeprosić- zaczął, kiedy Andre nas opuścił. Przez ostatnie dni mijaliśmy się z Hugo i nawet nie zamieniliśmy słowa.
- Przestań- przerwałam mu. - To raczej ja powinnam przeprosić, ja zachowałam się nieodpowiednio- przedstawiłam sytuację z mojej strony. Już wcześniej chciałam jakoś odnieść się do tej sprawy, ale nie miałam okazji.
- Powiedzmy, że każde z nas widzi to z innej strony...- uśmiechnął się.- Może w ramach zadość uczynienia odwiozę cię do domu?- zaproponował, nagle zmieniając się w tego czarusia z brukowców.
- Dzięki, ale autobus w zupełności mi wystarczy- odparłam i ruszyłam w stronę przystanku.
- Ten, który odjechał stąd jakieś 3 minuty temu, chwilę przed twoim wyjściem z klubu? Następny będzie za 20 minut, a ja zaoszczędzę ci czekania...- kusił mnie swoją propozycją, aż się zgodziłam. Faktycznie nie chciało mi się stać na tym przystanku jeszcze tyle czasu. Poszliśmy na parking i zatrzymaliśmy się przy Porsche Cayenne Turbo. Nie powiem, auto robiło wrażenie, szczególnie przede mną- miłośniczką wymieszanego stylu. Elegancja wspaniale łączyła się tutaj z terenowo/wyścigowym przeznaczeniem. W jego młodym wieku już dorobił się konkretnych pieniędzy, więc i na taki samochód mógł sobie pozwolić.
- Jeśli chcesz, możemy nawet porozmawiać- poinformował mnie, kiedy ruszyliśmy z klubowego parkingu. Była to tak kusząca propozycja, że aż wcale, jeżeli miał zamiar mnie znowu wypytywać o sprawy za bardzo prywatne...
- Skąd u ciebie takie imię? Jest dość rzadkie, prawda?- zapytał w końcu, widząc mój znikomy entuzjazm. Na szczęście złapał się spraw, o których bez problemu byłam skłonna mówić.
- Moja mama jest osobą dosyć... nietuzinkową. Musiała też zostawić jakiś ślad tego na mojej osobie, więc dlatego takie imię. Chociaż nie jest ono wcale tak bardzo rzadkie. Kiedy mieszkałam w Anglii, mówili na mnie Amy, bo tak było dla nich łatwiej i krócej. Na dobrą sprawę nawet rodzina często używa takiego zdrobnienia i zupełnie mi to pasuje- chyba trochę zbyt bardzo zaczęłam się rozwodzić nad tym tematem. Na pewno nie był na tyle ciekawy...
- Amy? Nieee, to nie to. Amanda zdecydowanie bardziej do ciebie pasuje- kontynuował ten wręcz flirt. Było mi niezręcznie, kiedy czułam na sobie, jego spojrzenia rzucane, co chwilę. W końcu skupiłam na moment wzrok na bocznym lusterku. To co w nim zobaczyłam dobiło mnie totalnie. Byłam zdecydowanie zbyt naiwna i łatwowierna, albo byłam po prostu głupia. Uśmiechnęłam się pod nosem pod wpływem tych myśli.
- Rozumiem, że to ten autobus, który mi uciekł?- wskazałam głową boczne lusterko. Nie przejechaliśmy dużego dystansu, więc nie było możliwości, żebyśmy go już minęli- to on musiał dogonić nas. Jak mogłam dać się nabrać na te jego gierki...
- Przyznaj, że tu jest zdecydowanie milej niż w autobusie- nawet złapany na gorącym uczynku, na perfidnym oszustwie, nie tracił kurtuazji i nienagannej szarmancji. Już wiedziałam na co łapał te wszystkie panienki, które pojawiały się z nim w kolorowych pismach. Problem w tym, że ja taka nie byłam i  ze mną tak łatwo mu nie pójdzie.



"Co jest najśmie­szniej­sze w ludziach? Zaw­sze myślą na od­wrót: spie­szy im się do do­rosłości, a po­tem wzdychają za ut­ra­conym dzieciństwem. Tracą zdro­wie by zdo­być pieniądze, po­tem tracą pieniądze by odzys­kać zdro­wie. [...] Żyją jak­by nig­dy nie mieli um­rzeć, a umierają, jak­by nig­dy nie żyli."
Paulo Coelho


_______________________________________________
To, co dzieje się w moim życiu w ostatnim czasie, to
jedna wielka masakra...
Przepraszam, że trwało to tyle czasu, 
dziękuje wytrwałym, którzy czekali...
Pozdrawiam,
M.