wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 1.

Właśnie wchodziliśmy na Camp Nou- właśnie spełniały się moje marzenia. Chociaż nie, wcale nie do końca. Myślałam, że kiedyś wejdę tutaj, jako zawodniczka i będę razem z żeńską drużyną rozgrywała mecze. Ta koszmarna kontuzja, która  przytrafiła mi się przed trzema laty, definitywnie zakończyła moją karierę zawodową. Zdarzyła się kilka tygodni przed mundialem, na który zostałam powołana. Ciężko było mi się z tym uporać, ale jakoś sobie poradziłam. Jednak przez cały ten czas, który spędziłam na grze w klubach- na początku w szkółkach piłkarskich dla dziewcząt, później w profesjonalnym klubie- całkowicie zaszczepił we mnie ten klimat. Ciężko było mi się z tego wyleczyć, więc postanowiłam przejść na drugą stronę sportu i zająć się przygotowaniem zawodników, na tyle, ile mogłam. Zdecydowałam się na fizjoterapię, która ma bardzo duże znaczenie. Miałam naprawdę wielkie szczęście, że na samym początku mojej nauki w tym kierunku, kontynuowałam moją własną terapię. Wtedy właśnie mój fizjo zauważył, że do czegoś się nadaję i spodobały mu się moje pomysły i odwaga do nowych metod, co poskutkowało rozpoczęciem naszej współpracy. Przez ostatnie dwa lata Andre pracował z francuskim PSG, a ja pomagałam mu w tym w miarę możliwości. Wcześniej, jeszcze zanim go poznałam, współpracował z angielskimi klubami z najwyższej półki.
- To, co? Jesteśmy w paszczy lwa, jesteś na to gotowa?- zażartował mój szef, kiedy weszliśmy.
- Przestań, chyba w niebie!- mój entuzjazm przechodził wszelkie pojęcie. Mogłam teraz w pełni współpracować z Andre, a nie tylko mu pomagać i to w jakiej drużynie, w Barcelonie!
- Córeczko, opanuj te emocje. Jeszcze się przekonasz, że praca z bandą rozgwiazdorzałych piłkarzy nie jest niczym wspaniałym- dołączył do nas mój tata, świeżo upieczony trener Dumy Katalonii. To było dla mnie kolejne wyzwanie- musiałam nauczyć się pracować ze swoim ojcem, który trenerem był całkowicie innym niż człowiekiem. Wiedziałam, jaki miał plan na każdą drużynę. Był zdecydowanie surowy, ale po pewnym czasie, kiedy zawodnicy nabrali respektu, ściągał tą maskę i był prawdziwym sobą, czyli człowiekiem przede wszystkim czułym na potrzeby innych.
- O mnie naprawdę nie musisz się martwić. Świetnie sobie z nimi poradzę- powiedziałam nieskromnie, chociaż faktycznie byłam pewna siebie w tym względzie. Boisko nauczyło mnie konsekwencji i nieugiętości, co później przełożyło się na rzeczywistość.
- W to akurat jestem w stanie uwierzyć. Twój charakterek z pewnością powali nie jednego z tej bandy- dorzucił Andre, który w ostatnim czasie zdecydowanie więcej razy niż mój ojciec, miał szansę przekonać się o tym.
- W takim razie rozwialiście moje wszelkie wątpliwości. Widzimy się na treningu- pożegnał nas i poszedł dalej, a my udaliśmy się obejrzeć nasze miejsce pracy.

Na początku treningu musiałam na moment wyjść i zobaczyłam młodszego Vallesa wychodzącego dopiero z szatni.
- Hej, ale trening już się zaczął...- poinformowałam go, subtelnie karcąc za spóźnienie.
- Wiem, spóźniłem się- odparł niezbyt zwracając na mnie uwagę. Myślałam, że media zawsze kłamią, poza tym nie byłam osobą, która czyta brukowce i słucha podrzędnych plotek, ale kilka razy natknęłam się w internecie na jakieś wydarzenie z jego udziałem. I zdecydowanie nie było to wydarzenie sportowe.
- To lepiej chyba, jeśli w ogóle tam nie pójdziesz, niż wejdziesz spóźniony- poradziłam mu. Wiedziałam, jak spóźnienie działa na mojego ojca, w szczególności spóźnienie piłkarza na trening. W takim momencie nie istniały dla niego żadne wymówki.
- Dziękuję za dobre rady- kompletnie zignorował moje słowa i wszedł na murawę. Nie chciałam słuchać tego, jak tata będzie się nad nim pastwił, więc poszłam tam, gdzie miałam.
Po drodze zaczęłam się jednak zastanawiać nad tym chłopakiem. Przecież nie raz widziałam, jak gra. Naprawdę miał talent i głowę na karku- przynajmniej na boisku... Szkoda, że zaczął robić takie głupoty. Może nie był pustą rozpuszczoną gwiazdeczką, tylko człowiekiem, który na chwilę się pogubił. Moja wiara w ludzi często bywała zgubna, ale zawsze starałam się szukać tej najlepszej strony.
Podeszłam do drzwi i zobaczyłam, że Valles jeszcze nie wyszedł. Uchyliłam je, żeby słyszeć to co się dzieje.
- Nie ważne czy spóźnicie się 5 minut, czy pół godziny. Tutaj jest zespół, drużyna, prawie  rodzina. Nauczcie się szacunku, bo właśnie idiotycznym spóźnieniem pokazujecie, że nie szanujecie ani kolegów z drużyny, ani trenera, ani całej reszty ludzi, którzy pracują nad waszym sukcesem. A tobie Hugo na dzisiaj dziękujemy, postaraj się następnym razem nie spóźnić- trener zakończył monolog i wskazał wyjście piłkarzowi. Ten z niedowierzaniem omiótł go wzrokiem i skierował się do przezroczystych drzwi, za którymi stałam ja.
- Miałaś rację, jesteś z siebie dumna?- rzucił w moim kierunku, kiedy wściekły kierował się do szatni.
- I co, to już? Wszystko? Trener na ciebie nakrzyczał, a ty przyjąłeś to z pokorą i wychodzisz? Myślałam, że w tej drużynie nikt nie daje tak łatwo za wygraną- zaczęłam mu wyrzucać, że zbyt szybko pogodził się z tym, co powiedział mu mój ojciec. Trener to trener, trzeba szanować jego zdanie, ale nie rozumiem, jak można sobie bez żadnego oponowania wyjść i pójść. Myślałam, że piłka to życie każdego z tu obecnych, ale ten pogląd zaczął się trochę zacierać.
- A co według ciebie mam zrobić?- zapytał obruszony. Chyba faktycznie nie można zwrócić mu na nic uwagi, bo on musi być nieskazitelny.
- Wrócić tam i udowodnić, że ci zależy, a nie wyjść i jeszcze bardziej utwierdzić trenera w przekonaniu, że spóźnienie świadczy o olewaniu wszystkiego- zawahał się na chwilę, ale ruszył z powrotem na boisko. Uśmiechnęłam się pod nosem i weszłam za nim, udając, że nawet z nim nie rozmawiałam.
Usadowiłam się obok Andre i spojrzałam na przebieg zdarzeń.
- Trenerze, niech trener każe mi zostać po treningu, biegać dwa razy więcej, robić cokolwiek innego, ale ja nie opuszczę treningu. Przyznaję, spóźniłem się przez głupią nieuwagę, ale szanuję i trenera i cały zespół. Rozumiem swój błąd, ale naprawdę nie chcę opuszczać treningu- dokładnie przysłuchałam się rozmowie, ale dla niepoznaki zapytałam Andre o co chodzi. Spojrzałam na ojca i dostrzegłam jego uśmiech pod nosem.
- To mi się podoba- przyznał trener.- Dołącz do reszty, ale jeśli taka sytuacja się powtórzy to wylecisz. Nie tylko z treningu, a ze składu trzech najbliższych meczów- z powrotem przybrał pozę groźnego szkoleniowca, ale chociaż na moment pokazał ludzką twarz. Wiedziałam, że ten etap budowania respektu jest przejściowy, ale bardzo mnie irytowało to, jak musiał grać przed nimi osobę, jaką nie jest.
Spojrzałam na Hugo, a ten także na mnie patrzył z wdzięcznością wymalowaną w oczach. Uśmiechnęłam się do niego krótko i wróciłam do mojej pracy. Musieliśmy z Andre ocenić możliwości każdego zawodnika, przygotować dla niego odpowiedni cykl indywidualny. Było to mnóstwo pracy, ale to właśnie lubiłam. Nie znosiłam, kiedy nic się nie działo, wokół mnie nie mogło być nudy.
- Wpadnij do mnie przed wyjściem, ok?- zagadnął mnie tata po treningu. Nie wiedziałam, jaką sprawę do mnie miał, ale poszłam zabrać swoje rzeczy, pożegnałam się z Andre i poszłam do niego.
- O co chodzi?- weszłam do pomieszczenia trenera i od razu zapytałam.
- Nie życzę sobie żebyś buntowała przeciwko mnie moją drużynę, moja droga- na początku otworzyłam usta i chciałam protestować, ale przed nim nic się nie ukryje. Skąd on to wiedział? Nie ważne, on wiedział wszystko.
- Ja powiedział mu tylko, że myślałam, że nasza drużyna nie poddaje się tak szybko. On zrobił z tym, co chciał- wytłumaczyłam mu sto, bo czułam się zdecydowanie, jak mała dziewczynka karcona przez tatusia.
- To, że jesteś moją córką nie upoważnia cię do podważania mojego autorytetu. Jeśli ja im coś mówię, to mają się zastosować, a nie stawiać- próbował przekonać mnie do swoich racji, ale dobrze wiedziałam, że tak nie jest. Podobało mu się, co zrobił Hugo, nawet jeśli nie była to w pełni jego inicjatywa.
- A to, że jesteś moim ojcem nie znaczy, że masz teraz dawać mi burę za to co ci się nie podobało w moim zachowaniu- odpowiedziałam mu tym samym atakiem. Zaczynała się poważna wymiana zdań.
- Tak? Myślałem, że to zawsze mogę zrobić- odrzekł z uśmiechem. O nie, przyjemna rozmowa nie powróci, drogi tatusiu.
- Nie traktuj mnie, jak małego dziecka, dobrze? I ja myślałam, że czasami umiesz schować dumę do kieszeni i zatroszczyć się o ludzką stronę drużyny. Jak widać, nie do końca- odwróciłam się na pięcie i wyszłam. Przesadził i nie mogłam się powstrzymać od zjadliwego komentarza.
- Aha i jeszcze jedno. Ich szacunek zdecydowanie szybciej i z lepszym skutkiem zdobędziesz, jeśli będziesz taki, jaki jesteś naprawdę, a nie będziesz grał groźnego i zdystansowanego- zajrzałam jeszcze na chwilę i powiedziałam to, co miałam do powiedzenia. Mój tata był świetnie zapoznany z tym, że zazwyczaj jestem bezpośrednia i mówię to, co myślę. W szczególności bliskim osobom.

Kiedy wyszłam ze stadionu, po raz kolejny dzisiaj natknęłam się na Vallesa. Akurat jego, jak i mojego szanownego tatusia miałam dzisiaj serdecznie dosyć.
- Cześć. Czekałem na ciebie, bo... Chciałem ci podziękować. Mam teraz mały kryzys, który niestety zaczyna wychodzić poza życie prywatne i oddziałuje na pracę. Takie pchnięcie do działania, jakie mi dzisiaj zafundowałaś naprawdę się przydaje. Dzięki jeszcze raz- ludzka strona piłkarza-gwiazdora jednak istniała. Byłam pod wielkim wrażeniem.
- Nie masz za co dziękować, polecam się na przyszłość- chciałam wyminąć go i skierować się w stronę przystanku autobusowego.
- Na dobrą sprawę nawet nie wiem, jak masz na imię- krzyknął za mną, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Coś za coś, punktualność nie popłaca.
- Gdybyś się nie spóźnił to byś wiedział- rzuciłam przez ramię. Przed treningiem zostaliśmy sobie jeszcze raz przedstawieni, a działo się to już także wcześniej na konferencji prasowej. Byłoby z jego strony bardzo niegrzeczne, gdyby naprawdę nie znał mojego imienia, przecież byłam członkiem jego sztabu medycznego.
- To do zobaczenia Amanda- odpowiedział na moją prowokację. Uśmiechnęłam się szeroko pod wpływem jego próby zaczepki. Nie odwróciłam się już, żeby nie dawać mu satysfakcji. Poszłam prosto na przystanek.

Musiałam zadzwonić do Cath. Właśnie z nią mój ojciec związał się, kilka lat po rozwodzie. Byłam wtedy w wieku dorastania i sama się sobie dziwię, że łatwo ją wtedy zaakceptowałam. Chyba chciałam, żeby tata po prostu odżył. Po pewnym czasie stałyśmy się z Catherine wręcz przyjaciółkami. Zastępowała mi matkę, więc mówiłam jej o wielu rzeczach, ona też była ze mną bardzo szczera. Swoją drogą była młodsza od mojego ojca 12 lat, więc do mnie nie było jej wcale tak daleko. Pasowało mi, że tata był szczęśliwy, ja też byłam.
- Cześć Cath, mam do ciebie ogromną prośbę- zaczęłam od razu, nie owijając w bawełnę. Wiedziałam, że tata po naszej wymianie zdań, będzie bardzo zły, więc postanowiłam ją ostrzec.
- Pokłóciłam się z tatą i pewnie wróci zły do domu. Nie pohamowałam się i powiedziałam mu parę rzeczy na temat tego, jak traktuje drużynę. Wiesz, że on tego nie cierpi...- przedstawiłam jej pokrótce sytuację. Byli parą już prawie dekadę, więc znała go doskonale.
- Och, to mówisz, że dzisiaj wieczorem nie będzie miłej i romantycznej atmosfery?- zażartowała i obie zaśmiałyśmy się krótko. Uwielbiałam jej dystans do wszystkiego i to, jak potrafiła poprawić mi humor przeistaczając wszystko w żart.
- Mogłabyś się jakoś postarać żeby była? Udobruchaj go, żeby nie był na mnie taki zły. Ja teraz wolę mu się nie pokazywać na oczy- Cath umiała wspaniale manipulować ludźmi, ale tę umiejętność wykorzystywała tylko w niezbędnych sytuacjach i w dobrej wierze. Oczywiście z racji jej zawodu przydawała się także na sali sądowej.
- Takie wyzwania uwielbiam! Nie musisz się martwić, szybko mu przejdzie- zapewniła mnie. Podziękowałam jej i zakończyłyśmy rozmowę. Już trochę uspokojona wróciłam do mojego mieszkania.






"Aby prze­baczyć, trze­ba pa­miętać. Nie cho­wać swo­jej ra­ny, nie zag­rze­bywać jej, ale raczej wys­ta­wić ją na światło dzien­ne. Uk­ry­te ra­ny in­fe­kują się i wydzielają tru­ciznę. Trze­ba tę ranę oglądać, opat­ry­wać, by stała się źródłem życia. Daję świadec­two, że nie ma ran, których nie można zab­liźnić miłością."
Tim Guénard

____________________________________________________
Do waszej dyspozycji zostawiam pierwszy rozdział.
Mam nadzieję, że wam się podoba i będziecie czytać dalej.
Mogę liczyć na to, że polecicie blog znajomym?
Od razu z góry dziękuję ;)
Proszę was o wypowiedzenie się co sądzicie na temat postaci, które już są ;)
Pozdrawiam,
M.

środa, 13 sierpnia 2014

Prolog.

 rok 1998

- Mamo! Spójrz, to tatuś! Zobacz, jak świetnie gra- mała dziewczynka siedziała wpatrzona w telewizor i jak zaczarowana oglądała poczynania reprezentacji Francji w piłce nożnej w ćwierćfinale mundialu. Z największym zaciekawieniem oglądała ojca- podstawowego napastnika Francuzów.
- Amanda, musimy już iść, bo spóźnimy się na lekcję- matka zajrzała do pokoju i pośpieszyła sześciolatkę.
- Ale mamo... Dopiero zaczęła się druga połowa, jest remis. Nie będziemy wiedziały, czy tata wygrał, czy przegrał- próbowała na wszystkie sposoby przekonać matkę do oglądania.
 - Skarbie, skup się na fortepianie. Piłka nożna to nie jet zajęcie dla dziewczynek, dobrze? Już, wyłączaj telewizor i wychodzimy- kobieta nie chciała słuchać sprzeciwu i postawiła na swoim. Amanda z bólem serca wyłączyła telewizor i poszła przygotować się do wyjścia na lekcję fortepianu.
Złość, jaka emanowała z małej, nie dała się nie zauważyć przez rodzicielkę.
- Kochanie nawet jeśli jesteś niezadowolona, nie przystoi ci to okazywać. Proszę natychmiast się uspokoić i za moment wychodzimy- nie zabrakło jak zwykle pouczeń, jak powinna zachowywać się dama. Na takie właśnie kobiety Anna planowała wychować swoje córki. Piłka nożna zdecydowanie nie mieściła się w przedziale zajęć, na które mogły uczęszczać dziewczynki.
- Sto razy wolałabym grać w piłkę niż chodzić na ten głupi fortepian i jeszcze głupszy balet. Chcę, żeby tata już wrócił!- obruszyła się Amanda i zniknęła za drzwiami swojego pokoju, które nieopatrznie puściła, a te trzasnęły. To zachowanie jeszcze bardziej zdenerwowało matkę, która szybko powędrowała za sześciolatką.
- To, że tata pozwala wam na te humory, to nie znaczy, że ja będę to znosić. Nie będziesz grała w piłkę, bo piłka jest dla chłopców. Koniec dyskusji na ten temat. Teraz zabieraj nuty i wychodzimy. Chloe!- wyszła i skierowała się do pokoju drugiej córki, aby ją pośpieszyć.

- Tato! Tato! Wygraliście! Strzeliłeś bramkę! Super!- Amanda wskoczyła na ramiona ojca i owinęła się wokół jego szyi, co wywołało szeroki uśmiech na jego twarzy. Na stadionie trwała euforia, bo oto Francuzi przed własną publicznością zdobyli mistrzostwo.
- Tak? Podobało ci się?- zapytał jeszcze podsycając emocje dziewczynki. Była dumna ze swojego taty, który był jej idolem.
- No pewnie! Ja też chcę grać tak, jak ty- poinformowała ojca o swoim marzeniu, którego nie dopuszczała matka.
- Naprawdę? To zapiszemy cię na jakieś zajęcia. W Paryżu mamy mnóstwo możliwości- po tych słowach jeszcze mocniej przytuliła się do ojca w geście podziękowania. To on zawsze rozumiał ich potrzeby i słuchał, co mają do powiedzenia. Matka wykonywała wytyczony sobie plan na ich wychowanie, bez ustępstw.
- Mamo! Mamo! Tata się zgodził na piłkę!- Amanda wróciła do matki, kiedy Samuel musiał wrócić do drużyny.
- Po moim trupie- skwitowała rodzicielka.

Rodzice Amandy nie wytrzymali długo wśród dzielących ich sporów i szybko zakończyli swój związek. Dziewczyna, dzięki temu że zamieszkała z ojcem, zaczęła spełniać marzenia.



"Nie ma zbyt wiele cza­su, by być szczęśli­wym. Dni prze­mijają szyb­ko. Życie jest krótkie. W księdze naszej przyszłości wpi­suje­my marze­nia, a ja­kaś niewidzial­na ręka nam je przek­reśla. Nie ma­my wte­dy żad­ne­go wy­boru. Jeżeli nie jes­teśmy szczęśli­wi dziś, jak pot­ra­fimy być ni­mi jutro?"

P. Bosmans 
_____________________________________

Przedstawiam wam króciutki prolog mojego nowego opowiadania. 
Nie zdradza on jeszcze za wiele, ale delikatnie zarysowuje historię
głównej bohaterki.
Mam nadzieję, że wam się spodoba i zostaniecie tu na trochę ;)
Zapraszam teraz do zakładki 'Characters.', gdzie przedstawione są wszystkie postaci.
Dalej już zmienię narrację i zdecydowanie długość postów.
 Niebawem pierwszy rozdział.
Pozdrawiam,
M. ;)